poniedziałek, 11 lipca 2011

Rozdział XIV

Tego samego dnia wrócili do domu, na nic zdały się jęki zawodu, udawane zgony, podlizywanie się i opisywanie przepięknych aspektów przyrodniczych i pogodowych okolicy. Nathalie ignorowała swoją kadrę sprawnie, aż ci dali spokój. Całą drogę szefowa słuchała muzyki, nie zwracając uwagi na to, co robią jej pracownicy, z czego ci byli bardzo zadowoleni. W sumie to, najciekawszą rzeczą jaką robili w samolocie agencji,było spuszczanie różnych rzeczy w toalecie, które ich zdaniem spadaly na ziemię i mogły zabić.
Przed wieczorem limuzyna Comforty stanęła pod dużym budynkiem. Wypłynęli z niej wszyscy tancerzy z szeroko uśmiechniętą Nathalie na czele. Obkręciła się dookoła własnej osi z wesołym piskiem:
- Nie ma to, jak w domu! - po czym ruszyła biegem do wejścia, wrzeszcząc po drodze: - Taylor, zanieś moje bagaże do gabinetu!
Chłopak wymamrotał coś smętnie i zaczął wyciągać wszystkie torby z dużego bagażnika lśniącego czernią pojazdu. Jak to przyszło na grzecznego chłopca, podał wszystkim walizki i plecaki uśmiechając się uprzejmie. Ostatecznie został sam z torbą swoją i szefowej. Najpierw poszedł do swojego pokoju, by odstawić swoje torby, a później ruchyć do gabinetu, by odstawić jej. Jednak jego plan idealny A, zastąpił plan B - pójście do swojego pokoju, podrywanie lasek na chacie, odstawienie toreb do gabinetu. Taak, ten plan podobał mu się bardziej. Jak postanowił, tak zrobił, tyle że to flirtowanie był tak wciągające, że zapomniał o swoim pierwotnym postanowieniu.

♪♪♪

Gdy jego partnerki z czatu musiały sobie pójść było już po 23. Szczęśliwy Taylor przeciągnął się i stwierdził podśmiadomie, że ten dzień można zaliczyć do dużej grupy tych udanych. Nieświadomy swoich niedopełnionych obowiązków, wstał i rozciagając swoje zastygłe mięśnie udał się do łazienki. Jednak niefortunnie "jebutnął" na podłogę, wydając przy tym zabawny dźwięk. Zabluźnił głośno i podciągnął się do siadu, ocierając bolącą rękę. Dalej bluźniąc odnalazł wzrokiem przedmiot, który najchętniej by zniszczył (o którą się przewrócił). Nagle jego złość wyparowała, zastąpił ją lęk. Wstał szybko i podszedł do walizek szefowej - lepiej poźno niż wcale, nie? Ruszył szybko do gabinetu Nathalie, a przed drzwiami stanął. Czego mógł oczekiwać od szefowej? Odpowiedź brzmi - wszystkiego. Podszedł do dużego kawałka drewna, który dzielił ją od szefowej, gdy miał już zapukać, zmarszczył brwi i zastygł - usłyszał dobrze mu znany dźwięk, czyli piosenkę, którą uwielbiała i miała ustawiony na dzwonek szefowa. Nagle ustał. 
- Halo? - dało się usłyszeć zza drzwi. - Tak, dzwoniłam do ciebie... Mam do ciebie prośbę, bo muszę wyjechać w bardzo ważnej sprawie, a nie mogę zostawić agencji samej... Dwa/trzy tygodnie... Tak, wiem, że za cztery tygodnie będzie Złoty Karp, ale nie mogę inaczej... Dlatego zadzwoniłam do ciebie wcześniej... Przygotowałam już rozpis ćwiczeń, ale jeśli chcesz możesz zrobić swój... Nie mam nic przeciwko... Pojutrze... Będziesz rano?... Dobrze, będę czekać... Pa pa. - skończyła rozmowę. 
Pod głową bruneta, aż się gotowało. Nathalie wyjeżdza gdzies w ważnej sprawie. Musi o tym powiedzieć pozostałym, na pewno domyślą się, o co może chodzić i z kim szefowa rozmawiała. 
Zapukał do drzwi i wszedł do gabinetu z walizką w ręce. 

♪♪♪

Biegał z pokoju do pokoju, jednak wszyscy go spławiali. Tak więc Taylor czuł się jak zbity pies i tak też wyglądał. Wrócił do swojego azylu, wziął prysznic i położył się w swoim ukochanym łóżku. Przed snem obiecał sobie zrobić na przyjaciół usprawiedliwionego focha, którego często odwalał Jonathan. Zasnął wtulony w dużą podusię w różowe groszki. 

♪♪♪

Wszyscy tańcerze siedzieli przy stole w jadalni i powoli spożywali przygotowane przez perfidne Kinderki kanapki. W ich magicznym gronie brakowało tylko Taylora. Większości tancerzy to jakoś nie przeszkadzało, ale James odczuwał brak przyjaciela dotkliwie. Gdy ten raczył się zjawić, prychnął:
- Książniczka się obudziła - w odpowiedzi  posłano mu nic nie rozumiejące spojrzenie.
- Obraził się, bo późno przyszedłeś - mruknęła do siadającego bruneta poirytowana El, miętoląc w palcach swoje znienawidzone, blond włosy . - O co chodziło ci w nocy? - dodała puszczając kosmyk.
- O nic - bąknął i zabrał się za pierwszą kanapkę.
- No nie bądź taki! - jęknął uroczo Jonathan zawieszając się na jego ramieniu.
- ... No dobra! - uśmiechnął się szeroko i szybko wszystko streścił, po czym na koniec dodał - Co o tym myślicie?
- Dzwoniła do Victora - odparła ponuro Barbie.
- A wyjeżdża na zjazd fanów zielonej, albo na koncert - dodała Elizabeth.
- Victora? - pisnął cienko James --> chłopak miał złe wspomnienia z treningów z tym zamaskowanym mężczyzną. - Trzy tygodnie z Victorem?! Mamy z nim przygotowywać się do Złotego Karpia?! - złapał się za głowę i opuścił ją mocno na stół.


- Będzie ciężko - stwierdził Maybell głośno. - Ale przetrwamy! - dodał archaicznie, ale nazbyt leniwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz