niedziela, 26 czerwca 2011

Rozdział IV

"Gdzie jest James i Barbie?" ~ wszyscy popatrzyli po sobie zdziwieni. Nie było ich już jakoś od godziny, każdemu do trochę przegrzanej już główki napłynęły różne pomysły na to, co mogło stać się z parą. Jak można się domyślić, ostatecznie stwierdzono, że dobrze się razem bawią i zignorowali brak tancerzy, jednak dwie osoby poczuły się urażone - Elizabeth i Taylor. Masywny brunet, gdyż James poszedł bawić się bez niego, a Elizabeth, że siostra zostawiła ją bez słowa... Opuścili pokój. Szatynka powędrowała do swojego pokoju, a Taylor na ostry podryw- w końcu nie mógł być gorszy od przyjaciela. Impreza szła ku końcowi - Jon grający wcześniej w "kto więcej wypije i się nie porzyga" stracił konkurentów (El poszła sobie, a George zasnął) i wyszedł, Maybellowi się znudziło towarzystwo i podążył do baru, a Michaelowi bardzo spodobały się filmy, które leżały sobie spokojnie obok telewizora i czekały na jego uwagę. Tak więc w pokoju został tylko nachlany George, który został wywalony za drzwi i już tam został. Zadowolony blondyn włączył film i zasiadł w swoim ulubionym fotelu z uroczym rumieńcem, zaszklonymi oczami i drapieżnym uśmieszkiem.
†††
Nathalie siedziała przy swoim ukochanym biurku i sączyła powoli zieloną herbatę. Wszystko było dobrze, dzisiaj wszyscy jej pracownicy sprawowali się świetnie, pomogła Michaelowi, obyło się bez żadnej kłótni, wszystko było na swoim miejscu. Zmarszczyła brwi, cisza przed burzą... coś musi się stać. Ta agencja nie jest normalna, tutaj nigdy nie ma sielanki, zawsze coś się dzieje. Z większą uwagą zaczęła śledzić pomieszczenia pokazane na ekranach, które miała przed sobą - tak, w Comforty Agency był monitoring. Na razie nic się nie działo... nie, skończyła jej się herbata. Chciała wstać, by zrobić sobie nową, ale zobaczyła na kadrze wskazującym bar, jak mocno nawalony Maybell przedostaje się do baru i siada przy nim.

Wszystko na razie jest dobrze, na razie. Tak, Nathalie zaciska pięści - zaraz coś się stanie - tak, Annabel zawsze musi coś spieprzyć. Stłukła kieliszki! To nie jest najgorsze - na czoło szefowej wstępuje pulsująca złowrogo żyłka - poraniła Maybella. Teraz chłopak patrzy z wyrzutem na roztrzepaną brunetkę. Nathalie wychodzi szybko z pokoju i kieruje się w stronę baru.

- Co ty zrobiłaś, do jasnej cholery! - wrzeszczała na zdezorientowaną barmankę i przyglądała ranki na ręce chłopaka. - Nie będzie mógł tańczyć, póki ślady nie zejdą! - tak, tancerze nie mogą mieć żadnej skazy. 
- No, ale to nie moja wina! - pisnęła.
- A czyja? - zerknęła na nią chłodno. - Od jutra przez cały miesiąc będziesz sprzątać, twoim pierwszym zadaniem będzie umycie wszystkich okien w agencji - odpowiedzią na mordercze zadanie szefowej był jęk zawodu.
Annabel już widziała myte przez nią okna - była ich chyba setka, a może i więcej? Swoją drogą było ich strasznie dużo, co tylko pogarszało sytuację barmanki.
- Nawet te wysoko? - spytała niepewnie.
- Tak - odwróciła się do brunetki tyłem - wszystkie, od wewnątrz i z zewnątrz - powstrzymała śmiech patrząc się wesoło na Maybella. Dałaby wszystko, żeby zobaczyć minę Annabel, ale nie mogła. Gdyby to zrobiła jej reputacja tyrana padłaby szybko, jedyne na co mogla sobie pozwolić, to zerkanie w lustro, w którym się odbijali - ten obrazy był już dla niej nad wyraz komiczny. - Zwołuję zebranie, za 20 minut w głównym salonie - powiedziała głośno i odwróciła się do Annabel. - Przekaż to wszystkim - dodała i odeszła ciągnąc za sobą Maybella.
 †††
- Tylko tyle? - zmarszczyła brwi i popatrzyła na przybyłe towarzystwo, westchnęła ciężko. 
Obok niej siedział już opatrzony Maybell, dalej Elizabeth z grymasem na twarzy, przy drzwiach naprzeciw niej mocno opierał się o ścianę George, Jonathan siedział na ziemi opierając się o kanapę plecami, a Michael stał przy skamieniałej i mocno czerwonej Annabel. Tak, blondynek był podniecony po filmach i niewyżyty, a jego ofiarą była nieudolna barmanka, o której bok się ocierał. Szefowej na ten widok chciało się głośno śmiać, co uczyniła, tyle że mniej spektakularnie, po prostu cicho chichocząc. 
- Idziemy po nich - wstała i ruszyła do drzwi. 
Za nią ruszyli powoli pracownicy. Najpierw odwiedzili pokój Taylora - pusty. Potem Barbie - na pozór jej pokój też był pusty, jednak czyjąś obecność zdradzały dziwnie poruszające się drzwi do łazienki. Nathalie podeszła do nich i usłyszała przeraźliwe krzyki, przypominające odgłosy zarzynanej świni. Przekręciła klucz w drzwiach i uwolniła przerażoną tancerkę. 
- Kto cię zamknął? - spytała inteligentnie.  
- Nie wiem - zaczęła płakać.
- Dobra, idziemy dalej - odwróciła się i poszła dalej, a za nią "przeszczęśliwa" gromadka. 
Stanęli przed wrotami pokoju przesiąkniętego Jamesem --> pokoju samego Jamesa. Nathalie odetchnęła głęboko i zapukała - zero, pociągnęła za klamkę - zero. Zdenerwowała się, jeśli James myśli, że ją ot tak zbyje, to się bardzo myli. 
- Odsuwka - mruknęła i odeszła od drzwi, po czym je wyważyła. 
Zaciekawieni zerknęli do ciemnicy, jaką był pokój szatyna.Nikt nie miał ochoty tam wchodzić, a przerażającej atmosfery, oprócz zasłoniętych okien, dodawały jeszcze dziwne odgłosy stamtąd dochodzące- przyśpieszone i płytkie oddechy przemieszane z jękami bólu. Sama Nathalie nie miała ochoty tam wchodzić, no ale cóż, musiała się dowiedzieć, dlaczego szanowny pan James zignorował zebranie i się na nim nie pojawił. Wzięła głęboki haust powietrza i weszła do środka, zapaliła szybko światło i zerknęła na róg pokoju, w którym znajdowały się dwie osoby. 
- Stacy? - przychyliła lekko do tyłu głowę i spojrzała na sprzątaczkę, która z zaciętą miną obserwowała ją. - Co ty robisz? 
- A nie widać? - prychnęła wkurzona. 
No właśnie, Nathalie skupiła się na leżącym na ziemi ciele Jamesa. Odsłonięty był jego sławny kaloryfer, który pokryty był jakąś mazią... nie wnikajmy. Ogólnie tancerze nie był w dobrym stanie - w mocnym negliżu z bladą twarzyczką. 
- Co mu dałaś?
- Nic takiego.
- Stacy - westchnęła, - nie rozumiem dlaczego to zrobiłaś... wiesz, że jesteś zwolniona, nie? 
- No i dobrze - uniosła się. - Comforty Agency upadnie szybko, jest beznadzieje - stwierdziła. 
- Oke, oke... twoja opinia mnie nie interesuje, wynoś się - wskazała ręką drzwi, w których stali pozostali tancerze. - Byle szybko - dodała, na co Stacy uśmiechnęła się krzywo i ruszyła w stronę drzwi. 
- Od dzisiaj jesteśmy wrogami - powiedziała na pożegnanie i wyszła. 
†††
James leżał w łóżku, a pozostali trwali przy jego "zwłokach" w ciszy. Jedynie Annabel odważyła się odezwać:
- Naprawdę muszę sprzątać przez miesiąc?
- A chcesz dłużej, na przykład do czasu, aż Maybell będzie mógł wystąpić? - zmarszczyła brwi i mocniej zassała się na rurce, którą piła zieloną. 
- Niee- jęknęła smutno.
- Nie martw się - wymruczał jej do ucha ciągle napalony. - Ja ci pomogę... - znowu się o nią otarł.
Policzki dziewczyny pokryły się mocnym  rumieńcem, na co Nathalie zakryła usta dłonią i wybuchnęła śmiechem. Ten śmiech zdziwił i oderwał uwagę Elizabeth od bezwładnego ciała leżącego na łóżku i zakrytego szczelenie kolderką z Batmanem. 
- Hejoo, o co cho? - do pokoju wszedł raźno zadowolony z życia Taylor. 
- Ślepy jesteś? - mruknęła i poprawiła okulary Elizabeth (jedna z osób, które jeszcze nie zasnęły). 
- No nie - podrapał się po głowie. - No, szefowa się śmieje - zauważyl pierwszą rzecz, po czym drugą - i James śpi -  podszedł uśmiechnięty do łóżka. - Co mu? - odwrócił się z niezbyt inteligentną miną. 
- Stacy dała mu coś i napastowała seksualnie - opowiedziała El. 
- Powinien być już przyzwyczajony - stwierdził wzruszając ramionami i siadając na łóżku.Po chwili stwierdził - Nudno, jak tak leży... - ziewnął. 
- To idź spać ... - mruknęła Elizabeth
- Wiesz, że to dobry pomysł? Branoc - wstał i poszedł do swojego pokoju.
- Idiota - mruknęła opanowana już Nathalie i dopiła zielonkę. - Idę, trzymaj się i idź spać - zwróciła się do wysokiej dziewczyny i wyszła z pokoju gasząc światło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz