piątek, 11 listopada 2011

Rozdział XXVI

- Jeść! Jestem taki głodny... Zjadłbym hamburgera, majonez, tosty, naleśniki, omleta, cokolwiek! - takie oto myśli krzyczały w głowie Max'a, który właśnie siedział jak obłąkany na swoim foteliku i przyglądał się koledze. Eric kucał obok drzwi i próbował je otworzyć, gdyż zostały zatrzaśnięte przez Taylora i Jamesa, kiedy ratowali Eli. Zdarzyło się to już dość dawno, więc głód pulchnego tancerza, nie jest taki nieuzasadniony. 
- Max, kochanie, mój przyjacielu, zrobisz coś dla mnie? - słodko uśmiechnął się chłopczyk, o ciemnej karnacji.
- Nie.
- A jak Ci powiem, że za drzwiami leżą twoje ukochane potrawy... Pizza, spaghetti, kurczaczek z chrupiącą skórką. Wszystko będziesz mieć, gdy za pomocą swoich 'mięśni' wyważysz drzwi.
Grubasek zrobił słodką minkę, wyobrażając sobie takie ilości jedzonka. Energicznie wstał i rzucił się na drzwi. które wypadły z zawiasów i obecnie leżały przygniatane przez jego kuszące ciałko. 
- I gdzie to jedzenie? - mina zbitego psa. 
- Żartowałem! - odparł jego przyjaciel i kręcąc dupką ruszył przed siebie. 


Obaj weszli do salonu, gdzie ujrzeli karteczkę, z dużym, słodkim serduszkiem. Treść jej głosiła: 
"Maxiu i Ericzku, podczas naszej nieobecności, 
pracujecie na gorącej linii... 
Tak, macie jęczeć do telefonów. 
Bądźcie zajebiście dobrzy.
Całuski, Nathalie."
Nagle w pomieszczeniu usłyszano krzyk, brzmiący niczym zarzynana świnia. Przerażeni chłopcy zastygli w jednej pozycji.

♦♦♦

Był wieczór, wszyscy tancerze dziko baunsowali w pokoju Barbie, właściwie wieczór jak każdy. Nagle jednej z tancerek - Elizabeth, zrobiło się niedobrze, świat zaczął wirować dwa razy szybciej i ogromny ból głowy, niczym słoń rozdeptujący jej mózg, przeszył ciało, aż przeszyły ją ciary. Niepewnym krokiem wstała i wychodząc uśmiechnęła się do Maybella. Który ostatnio próbował być bardziej mroczny i emo. Siedział więc w koncie pokoju i zamulał. 
Dziewczyna, gdy wyszła na powietrze, poczuła się dużo lepiej. Przespacerowała się i naszedł ją pomysł położenia się na pięknej, bujnej trawie. Leżąc, oglądała gwiazdy, które jej słodko wirowały przed oczami. 

♦♦♦

- Jak myślisz co to było? 
- n..ni...nie wiem. Max, boję się! - Eric wtulił swą główkę w ciałko przyjaciela. 
Krzyk wciąż narastał i najwyraźniej pochodził zza drzwi prowadzących do głównej sali, gdzie zazwyczaj wyprawiano najlepsze, najbardziej vipowskie imprezy. Właściwie tylko dla gejów z górnej półki. Odważniejszy, były zawodnik sumo ruszył przed siebie, ciągnąc kolegę za sobą. Przed drzwiami zrobił oddech i wszedł. Krzyki na chwile ucichły. Chłopcy rozglądali się po prawie ciemnym pomieszczeniu. Szukali źródła tego okropnego kwiku, jednak nic nie mogli nic znaleźć. 
- Nawiedzona agencja - pomyślał Eric i już chciał dzwonić po egzorcystę lub po ekipę filmową. 
Główka powoli zaczęła się wychylać zza baru, widać było tylko jej zapłakane oczy i potargane włosy. Chłopcy ujrzawszy ją zaczęli krzyczeć i biegać w panice. Postać niczym z horroru siorbnąwszy nosem przemówiła:
- Hej, jestem Annabel, chyba jeszcze się nie poznaliśmy. Pracuje tu jako barmanka - ponowne siorbnięcie. 
- Chyba chciałaś powiedzieć, że pracowałaś, a teraz nawiedzasz to miejsce jako zombie - wyśmiał ją delikatnie, mniejszy tancerz.
Ponowny wybuch płaczu. Eric nie mogąc słuchać tego ryku, nachylił się obok niej. W jej rękach widzi test ciążowy.
- O dwie kreski, jesteś w ciąży, fajnie!
Jeszcze większy wybuch płaczu. 
- Nie fajnie? 

♦♦♦

Leżąca El, jest jakby we własnym świecie, ma zamknięte oczy, a gdzieś w oddali słyszy dźwięk nadjeżdżającego pojazdu, dźwięk niby nasila się. Dziewczyna zmusza się do przekręcenia głowy, oślepiają ją reflektory, wiec zasłania oczy ręką. Wszystko wydaje jej się strasznie powolne. Jej oczy próbują nadążyć za sytuacją, lecz raczej im się to nie udaje. W każdym bądź razie widzi, przez moment, odziane na czarne ciało, które spada z motoru. Nagle ciało wstaje, otrzepuje się jakby nigdy nic i podchodzi do niej. 
- Elizabeth, kurwa, pojebało cie zupełnie?! Rozumiem, że twoim fetyszem mogą być kontakty cielesne z asfaltem, po ciemku, ale mogłam cię zabić! 
- Jackson? - mózgowe slow-motion Elizabeth, ciąg dalszy - Przecież ja leże na trawie - ocena sytuacji, połączona z siadaniem - o, jednak na asfalcie - radosny wybuch śmiechu. 
- Pył z rogu jednorożca - mruknęła pod nosem Jackson i jebnęła Eli z plaskacza. Ta w jednej chwili otrzeźwiała. No może jednak nie zupełnie.

♦♦♦

- Nic nie rozumiecie. Nie mogę mieć dziecka! Nathalie mnie wtedy na pewno wyrzuci. Albo jeżeli co gorsza, mnie nie wyrzuci i dziecko się będzie wychowywało obok tych wszystkich psychicznych tancerzy, wiecie jacy oni są pojebani?! a jeszcze Ci gejowaci klienci. Oczywiście nie mam nic do gejów, ale nie wiem czy to dobre towarzystwo dla tego, o - wskazała ręką na brzuch.
- To usuń - wzruszył ramionami Max.
- No teraz to cię posrało już konkretnie - odpowiedziała Annabel i odruchem bezwarunkowym rzuciła w chłopaka szklanką. Która bez większych rezultatów, po prostu się odbiła. Dziewczyna dalej kontynuowała swój wywód na temat rozterek życiowych. 

♦♦♦

Maybell myślał dlaczego nie upił się ze wszystkimi. Teraz nie może zasnąć i ogląda resztę, która niby śpi, ale czasem któreś się budzi i się śmieje, budząc innych.
- To najgorsza impreza w moim życiu, chociaż może gorsza była ta co tak naprawdę nie istniała, bo się śniła, albo wtedy gdy wylądowaliśmy w parku. Chociaż nie, tam chociaż byłem tak samo nieprzytomny jak reszta. Nie, poprawka. Ja jestem zawsze przytomny! - pomyślał. 
Nagle zadzwonił telefon Michaela, na wyświetlaczu pojawił się napis Kochana żabcia <3. Maybell był ciekaw, toteż odebrał. Usłyszał głos Annabel:
- Jestem w ciąży, Misiu!
- Yyy... ale 'twój Misiu' śpi. Jutro mu przekażę. 
Nagle po drugiej stronie słuchawki usłyszał skowyt - To nie on odebrał!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz