niedziela, 5 lutego 2012

Rozdział XXXIII

Tak jak mówił lekarz, Barbie wyszła z tego. Już następnego dnia tancerzy biwakujących na korytarzu, obudziły wystraszone pielęgniarki. W tle słyszeli ryk tancerki. Uśmiechnęli się do siebie - wszystko wróciło do normy. Victor wyciągnął brunetkę siłą ze szpitala i szybko wrócili do hotelu.
- Jutro o 15 przed wejściem. Barbie wraca z moim tatkiem do Nowego Yorku, my ruszamy na lotnisko.

♦♦♦

Tancerze siedzieli na swoich walizkach na miejscu zbiórki, oprócz Elizabeth, która miziała się ze swoim ukochanym w pobliżu. Przed nich wyszła zdołowana Nathalie. Zaciągnęła zdołowanych tancerzy do busa ściągniętego przez Jacksona i odjechali. Patrick i Matthew obiecali pisać i odwiedzać swoje lube. Victor spojrzał krzywo na niezadowoloną Barbie i wyciągnął leniwie pejsachówkę i usiadł na swojej torbie. Dziewczynie zaświeciły wesoło oczy, może czekanie na ich pojazd nie będzie takie nudne.

♦♦♦

Tancerze szybko dojechali na lotnisko, przeszli wszystkie procedury i stanęli przed prywatnym samolotem agencji. Równo o 16 samolot ruszył, a dawno skrywany lęk wysokości Michaela zajął im pierwsze godziny lotu. Wylądowali o 9 na Lublinku. Ludzie bełkoczący w jakimś dziwnym języku utrudniali im dostanie się do auta czekającego na nich przy lotnisku. Z ulgą rozsiedli się w czarnym busie i pojechali jedynie kierowcy i Nathalie znanym kierunku. Zdziwili się, gdy obserwowanie korku ze stadionem w tle przerwał im nagły skręt w lewo. Po lewej stały jakieś malutkie, nędzne budynki, a po prawej był mały park ze żwirową bieżnią i stawem dalej. Zaparkowali przy schodkach prowadzących do parku przed dużym, rozwalającym się budynkiem.
- To jakiś żart? - zabrechtał głośno Taylor. - Przecież Złoty Karp odbywał się zawsze w jakichś drogich hotelach! 
- Prosiaczki! Wysiadamy! - pisnęła Nathalie i wysiadła szybko z pojazdu. 
Blaszane drzwi z odpadającą niebieską farbą otworzyły się, a stanął w nich pomysłodawca i prowadzący Złotego Karpia, Jacob Kubiak. Uśmiechał się szeroko, jak to miał w zwyczaju. 
- Witaj, Nathalie! - rozłożył szeroko ramiona. 
- Witaj, Jacob. Co to ma znaczyć? - zmarszczyła brwi zakładając ręce na piersi. 
Jej tancerze rozeszli się trochę z zaciekawieniem gapiąc na krajobraz. 
- To? - zrobił na chwilę zdziwioną minę. - Aaa! To! Tutaj moja droga wszystko się zaczęło! 
- Tutaj? - przyjrzała się badawczo ruderze. 
- Dokładniej tam - wskazał palcem na jezioro. - Postanowiłem, że w tym roku zorganizujemy powrót do korzeni Złotego Karpia. Ale nie na to czas! Wszyscy już przyjechali i na was czekają. 
- Prosiaczki! - wrzasnęła Nathalie. - Idziemy!
Wesoła gromadka podążyła za zadowolonym Jacobem. Przed nimi pojawił się stary basen olimpijski pokryty taflą grubego szkła, za nim rozciągała się estrada, a wszystko otaczały kamienne trybuny, na któryś zasiadła konkurencja. Reprezentacja Comforty Agencji patrzyła się głupio przed siebie... Ich umysły nie ogarniały takiej zmiany stylizacji imprezy. Tylko Maybell stał nieporuszony.
- Zajmijcie gdzieś miejsca na trybunach - powiedział im na odchodnym prowadzący i ruszył na estradę. 
- Prosiaczki, na trybuny! - Nathalie zaklaszczała w łapki. 
Niezadowolona grupka zasiadła na zimnym kamieniu. Zauważyli, że naprzeciwko nich siedzi Stacy wraz z jej tancerzami. Widać było, że się z nimi nie dogaduje.
- James, co ci? - spytał mało inteligentnie Taylor patrząc na przyjaciela pusto. 
Wszyscy skupili się na trzęsącym tancerzu. Tylko Maybell miał go gdzieś - wolał mryziać biało-czarnego kota, który zaczął się o niego obcierać. 
- Boisz się Stacy? - Elizabeth spojrzała na niego zza swoich okularów przeciwsłonecznych.
Jednak nie uzyskali odpowiedzi. James zamknął się w sobie i wszystko docierało do niego, jak do Maybella. 
- Musimy coś z nim zrobić i to szybko - pisnęła Nathalie. - Jon uderz go w twarz. 
Uśmiechnięty Jonathan sprzedał Jamesowi liścia w niezdrowo bladego policzka. Chłopak spojrzał na niego zdziwiony z rozdziawioną buźką. 
- Za co?! -  pomasował się po poliku. 
- Odpłynąłeś - mruknął Michael popylając w sudoku.
- To przez tą cieciową? - George uśmiechnął się delikatnie. - Nie jesteś pierwszym i ostatnim, którego zgwałciła kobieta pracująca, nie przejmuj się tak - poklepał go po przyjacielsku po ramieniu i zaczął z głupią radością gapić w czyste niebo. 
Pomimo głupiego komentarza, James rozluźnił się i odetchnął głęboko. Uśmiechnął się delikatnie i wsłuchał w przemowę Jacoba Kubiaka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz