-A wiem, ymmm... może ja zacznę - powiedziała nieśmiało Barbie.- Chciałabym, żeby tamta upojna nocka została miedzy nami , okej ?
- A Elizabeth? - zapytał James zdezorientowany.
- Daj spokój! Była wtedy tak pijana, że nie wiedziała, jak się nazywa... To jak, okej?
- Ale jest pewien problem - podrapał się pogłowie- bo ja komuś już to powiedziałem ...
- Do kurwy nędzy, James! Komu ?!
- Taylorowi. Tylko nie bij! - zakrył się rękoma.
- Kurwa, równie dobrze mogłeś to na facebooku napisać - warknęła.- Teraz módl się, żeby tego nikomu nie powiedział, bo skończysz gorzej niż robaki w domu Bear Gryllsa.
Ta groźba zakończyła ich rozmowę, gdyż w tej samej chwili dołączyli do swoich zdegradowanych od wódki przyjaciół. Stanęli w istnym pobojowisku- wszystko było poprzewracane, z jednej strony Victor dziwnie dyszący nad Elizabeth, która w jednej ręce trzymała świecący grzybek, w innym miejscu chłopaki zrobili sobie gej party i grali w butelkę. Wśród owej dzikiej biesiady nie mogli dostrzec Taylora i Maybella, udali się więc do namiotu chłopaków myśląc, że tam są. Weszli do środka, a tam tylko ''męski '' bałagan: wazelina, śpiwory i torba, do której podszedł James. Rozpiął ją.
- Tam raczej ich nie znajdziesz- powiedziała sarkastycznie.
Czasem inteligencja Jemesa załamywała niejedną blondynkę
- Nie o to mi chodzi, to torba Maybella...
- Zostaw! Nie wolno grzebać w cudzych torbach! - rzuciła się w jego stronę.
- Muszę! Podejrzewam, że Taylorowi zostało coś podane. Jakoś tak dziwnie się z nim gadało i nie wierzę, żeby był gejem, to niemożliwe!
- W sumie też mi się to dziwne wydało - odsunęła się od niego.
James zanużył rękę w torbie szukając czegoś jego zdaniem niepokojącego.
- Mam! - puścil torbę ukazując małą, brązową buteleczkę.
- Co to?
- Nie widzę ...
- Eh - wyciągnęła telefon i przyświeciła tancerzowi. - O kurwa! Zabiję tego debila! - wyleciała szybko z namiotu i poleciala w las. Biegła przez drzewa, aż dotarła do polanki, na której zobaczyła Maybella miziającego się z Taylorem. - Giń, fiolecie! - z wojennym rykiem rzuciła się na przerażonego tancerza.
♦♦♦
- Aaa! - zerwał się z głośnym dziewiczym piskiem lądując na podłodze. - Aaa! - znow wrzasnął widząc twarz jego niedoszłego oprawcy.
Odsunął się szybko do tyłu szurając tyłkiem po panelach i zauważył, że jest w salonie tancerzy i wszyscy śpią. Nawet przerażający Victor słodko chrapal w jednym z foteli. Nic nie rozumiał... przed chwilą był na obozie. Westchnął głośno i powoli wstał, oglądając się na boki wyszedł z pokoju. Zszedł po schodach do kuchni. Tam z lodówki wyciągnął banana, którego szybko otworzył i wsadził do ust. Banany go uspokajały. Rozluźnił się i przymknął oczy.
- Maybell!! - ryknął rudowłosy ochorniarz. - Obudziłeś się w końcu! - wrzasnął i rzucił się na zszokowanego tancerza tuląc go. - Martwiłem się - odparł. - Wiesz, jak miałbym przesrane, gdybyście się teraz nie obudzili - przekręcił oczami. - Gdyby Nathalie zobaczyłaby was w takim stanie, to ... FURIA, ARMAGEDON! - gestykulował wymachując rękoma. - O, i dlaczego jesteś tu sam?
- Bo... tylko... ja... wstałem - odpowiedział połykając banana. - I, jak Nathalie wraca? - spojrzał na niego sieroco.
- Wyjechała przecież na cztery dni.
- Jakie cztery dni?
- No poniedziałek, wtorek, środę i ...
- Eee - zmarszczył brwi. - Nie o to chodzi. Co się stalo z nami przez te cztery dni?
- To między nami coś było? - spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie - zaprzeczył zszokowany. -... Co działo się z Victorem i kadrą?
- Leżeliście w salonie i spaliście.
- Skąd sie wzieliśmy w salonie?
- No, zaniosłem was - uśmiechnął się szeroko.
- Skąd nas zaniosłeś?
- No z hollu, leżeliście tam.
- Wiesz, dlaczego tam leżeliśmy? - wstał i powoli podszedł do ochroniarza.
- A niby skąd mam wiedzieć? - odchylił lekko głowę do tyłu.
- Z nagrań, którymi zarządzasz? - pochylił się w jego stronę.
- ... Hehehe, może - podrapał się po potylicy.
- Może idźmy obudzić kogoś mądrego?
- No wiesz co! - nadął policzki po czym dodał. - To nawet dobry pomysł! - podskoczył wesoło i z piskiem wybiegł z kuchni.